Dziennik podróży do Hiszpanii

 

 Wyjazd z Łodzi   - piątek, 26.06.2015r. 

 

 

„Jakubek” gubi nowiutką kamerę GOPRO na drodze w kierunku do Zgorzelca, przy okazji skręca sobie nogę w kostce, ale twierdzi, że da radę i jedzie dalej! (PRAWDZIWY TWARDZIEL – z niego) Niesamowite Niemcy. Próba znalezienia noclegu kończy się rozbiciem namiotów na parkingu przy autostradzie.

 

 

Sobota, 27.06.201r.  Ruszamy w kierunku Monachium, gdzie przejeżdżamy obok stadionu Allianz Arena, mijamy również muzeum Mercedesa, które zrobiło na nas ogromne wrażenie.

Niezbyt gościnne Niemcy żegnają nas deszczową pogodą.


W Austrii znajdujemy niesamowitą miejscówkę, którą możemy w pełni odpowiedzialnie polecić wszystkim. Starsza Pani bardzo miła i sympatyczna, szuka kontaktu z gośćmi, udostępnia nam miejsce na grilla i podczas wspołnego biesiadowania opowiada nam  historię swojego życia.

 

Niedziela, 28.06.2015r.  Ruszamy w kierunku przełęczy Stelvio zupełnie nieświadomi, co nas czeka. Piękna, słoneczna pogoda ukazuje urodę górskich szczytów oraz malowniczych jezior. Stelvio to wymagająca trasa, szczególnie w jej końcowym odcinku, ale widoki rekompensują trudy wjazdu na szczyt. Podczas zjazdu skończył się hamulec tylni w FJR,ale jedziemy dalej w kierunku miejscowości Andermatt. I tu niespodzianka - taka natura, taki nocleg  - 110 € za pokój 2-os.... Pięknie....

 

 

 

 

 

 

Poniedziałek, 29.06.2015r.  Ruszamy na przełęcz św. Gotharda, czyli  kierunek „Italia”.

Szczęśliwie docieramy na camping i  rozbijamy  namioty. Wspólna kąpiel, a potem czas  na grillowanie i zabawę.

Rankiem ruszamy do Monaco gdzie króluje luksus i bogactwo, a my w centralnej części oglądając cudownie wyglądające jachty na przystani  zmagamy się z awarią elektroniki w Hondzie Pan European. Małe zwarcie dużo strachu i dymu. Szybka diagnoza, bo przecież „Polak potrafi” i krętą drogą dedukcji dochodzimy do wniosku, że to nic innego, jak tylko wada systemu alarmowego i cóż wyjścia nie ma,  konia trzeba pchać… Zaskoczyła po 50 metrach, więc jedziemy dalej…

 

Po przygodach w Monaco ruszamy przez Francję na jednym gazie (czyli beż postoju na jednej bułce i serku). Przemierzając wybrzeże francuskie, na jednym  wymuszonym postoju okazuje się, że opona tylna w FJR ma dość i wywaliła „jajo na gumie” – co spowodowało, że prędkość zwiedzania spadła do maximum bezpieczeństwa a nas mijały skutery o pojemności do 125 cm3.

W takim tempie, które przyprawia o ból tylnej części ciała docieramy o północy na wybrzeże Costa Brava,  na camping  San Miguel.

Viva Espania! Piękno ośrodka ukazało się rano w całej swojej okazałości : basen, boiska sportowe, bary z drinkami...

A potem przyszła pora na naprawę rumaków. Życzliwość Hiszpanów doprowadziła nas do profesjonalnego warsztatu motocyklowego, gdzie została wymieniona tylna opona na Metzeler w cenie 200 €. Usterka w Hondzie okazała się na tyle poważna, że nie udało jej się usunąć na miejscu, więc postanowiliśmy odpocząć i solidnie się odprężyć, ponieważ czekała nas podróż do Alicante, czyli  około 700 km, którą planujemy pokonać wieczorem, unikając w ten sposób  wysokich temperatur.

Podążając w stronę Alicante wjeżdżamy w klimat podzwrotnikowy, w którym temperatura wzrosta do ponad 42C. Z niecierpliwością czekamy na spotkanie z naszym znajomym, który mieszka w Guardamar del Segura 

Po przybyciu na miejsce i zakwaterowaniu w pięknym domu podcza kolacji poznajemy przyjacół Marka. Przepiękny gorący poranek zachęcił nas do kąpieli w basenie, potem szybkie śniadanko i ruszamy z przewodnikiem Markiem na zwiedzanie okolicy m.in. Alicante. Przy okazji odbywamy zdrowotnie kąpiele błotne  oraz kupuejmy na miejscowym targu  świeże, soczyste owoce. Nagle na naszej  drodze do domu  wyrsta  klimatyczna winiarnia, więc  postanawiamy zrobić  małe zapasy. Po kilku dniach błogiego lenistwa i „plażingu” ruszyamy zobaczyć Grenadę i wspaniałe miejsce, które znajduje się na liście 10. najpiękniejszych miejsc świata . Naszym oczom ukazuje się Alhambra, która urzeka nas swoim pięknem i niesamowitą historią. Po poludniu ruszamy w stronę Malagi, zobaczyć starą część miasta, katedrę i twierdzę położoną na wzgórzu, z którego rozpościera się przepiękny widok na tę  część miasta, gdzie odbywają się walki byków – corrida.

Nieuchronnie zbliżał się czas powrotu do „rela” czyli powrót do domu, ale naszego kolegę tak zauroczyła Hiszpania że postanowił zostać  chociaż chwilę dłużej.

Wczesnym rankiem, jeszcze przed wschodem słońca ruszamy w kierunku Barcelony i znajdujemy camping poza granicami miasta, tuż przy plaży. Postanawiamy zwiedzić słynną fontannę Magica oraz zapoznać się z Barceloną nocą. Następnego dnia wracamy do miasta, aby zwiedzić jego „flagowe” zabytki.

Dla  męskiej części naszej wyprawy nie mogło zabraknąć zwiedzania stadionu Camp Nou w Barcelonie, gdzie poznaliśmy całą historię tego obiektu.

Niestety jednego z kolegów dopadło zapalenie ucha, więc walczył  z bólem, wysoką temperaturą i z kaskiem na głowie...

Francja. Wracając w kierunku domu przejeżdżamy najwyższym mostem na świecie nad rzeką Tarn – to  tzw. Wiadukt Millau.

Ponownie odwiedzamy „gościnne”  Niemcy, które  tradycyjnie witają nas deszczem i zimnem. Tym razem postanawiamy zanocować w komfortowych warunkach.

Wypoczęci i wyspani ruszamy dalej.  Polska wita nas  nas swojskim klimatem i  kuchnią. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej J

 

Podsumowanie:

Trasa: 8 tysięcy kilometrów

Paliwo 428 l.

Kolizje 0

Mandaty 0

Temperatura powietrza max 43oC, przy asfalcie ponad 60 oC

Awarie: uszkodzona opona i elektryka w Pan European

 

                                                                              Tekst: Mariusz ,,Piekarz” i Aneta ,,Ostra” Nawroccy

Znajdź nas na: